poniedziałek, 1 października 2012

Smak dzieciństwa

Wiem, że miało być o Węgrzech ale nie mogę się na razie zebrać żeby przeczytać swoje notatki. Będzie zatem o jednej z moich ulubionych potraw. Może nawet bardziej niż ulubionych- jednej z ukochanych potraw. Kojarzącej się z dzieciństwem i ciepłem babcinego domu. Konkretnie o pieczonych pierogach z kapustą i ziemniakami. Danie z kuchni wschodniej skąd pochodzi moja rodzina.
W niedzielę odwiedziłem Babcię (mieszka na wsi pod Legnicą) i jak przyjechałem to na stole czekała już cała bateria takich pierogów- 4 zjadłem od razu :-)

Przepis jest wyjątkowo prosty i nieskomplikowany:

Przygotowujemy zwykłe ciasto drożdżowe z kilograma mąki (nie słodkie oczywiście, takie jak na chleb- przepisu nie podaję bo każdy ma swój).
Gotujemy ok 10 średniej wielkości ziemniaków, ugniatamy.
Osobno gotujemy 0,5 kg poszatkowanej kiszonej kapusty- odsączamy.
Podsmażamy nieco smalcu ze skwarkami i posiekaną drobno cebulką.

Wszystkie składniki nadzienia łączymy i doprawiamy pieprzem i solą. Nadzienie nakładamy  na cienkie drożdżowe placki, zawijamy rogi do środka i formujemy okrągłe pierogi grubości ok. 1,5- 2 cm, szerokości ok 10 cm. Od spodu ciasto powinno być grubsze, z wierzchu cieńsze- może nawet nie zakrywać do końca nadzienia.
Pieczemy w piekarniku nagrzanym do 180 stopni tak długo, aż skórka zbrązowieje (orientacyjnie ok 30-40 min).
Pierogi podajemy na gorąco, ze skórką natartą czosnkiem i z kawałkami czosnku powtykanymi bezpośrednio w pieróg.
Coś przepysznego :-)

Do pierogów idealnie pasuje piwo. Zimne w lecie, jesienią lub zimą grzane - zaprawiane miodem, cynamonem, goździkami, gałką muszkatołową i cytryną.

Przepis znacie i zachęcam do jego wypróbowania- mimo prostoty jest na prawdę genialny.
Uprzedzam jednak, że nie uda Wam się nigdy otrzymać dokładnie takiego smaku. Po pierwsze dlatego, że moja Babcia robi te pierogi najlepiej na świecie :-). Najlepiej zresztą smakują upieczone w piecu opalanym drewnem, z piwem również na tym piecu zagrzanym (w ogóle wszystko z takiego pieca inaczej smakuje); jedzone w kuchni u Babci, po powrocie z chłodnego jesiennego lasu bądź z pracy przy rąbaniu drzewa. Gdy na zewnątrz robi się zimno i zapada mrok a nas przyjemnie grzeje płonący w piecu ogień...  Tego klimatu nie da się opowiedzieć- po prostu trzeba go poczuć.

I zaręczam, że żadne hamburgery, pizze czy wymyślne dania z renomowanych restauracji nie mogą się z tym równać ;-)

4 komentarze:

  1. Normalnie wiem już co dzisiaj na obiad zrobię.!

    OdpowiedzUsuń
  2. na prawdę warto! Zanim poznałam Grześka nie znałam takich pierogów - przyznam szczerze, że po prostu pychota! Nawet teraz aż mi w brzuchu burczy na samą myśl o nich!

    OdpowiedzUsuń