niedziela, 17 lutego 2013

Trochę mnie tu nie było...

... więc pewnie co niektórzy pomyśleli, że blog zdechł. Otóż nie zdechł, co najwyżej leżał przeżarty po Świętach. A w pisaniu istotnie przerwa była, spowodowana różnymi czynnikami. Tłumaczyć się nie będę bo winni się tłumaczą :) Grunt, że po prostu nie miałem kiedy się za pisanie zabrać.

Ale wracając do merituma czyli do tematu bloga. Dziś recenzja jednej z Wrocławskich restauracji.

Jakoś tak w grudniu, przeglądając groupona natrafiłem na ofertę restauracji o wdzięcznej nazwie La Maddalena (nazwa zapożyczona od archipelagu wysp na morzu śródziemnym). Oferta wydała się wcale ciekawa- za kolację dla dwóch osób wartą ok 280 zł płaciło się ok 130 zł. Kolacja składać się miała z 3 dań (zupa lub przystawka, danie główne, deser) i kieliszka wina. Menu dla klientów z grouponem przedstawiało się całkiem okazale i zachęcająco. Stwierdziłem zatem, że na 8 rocznicę wybierzemy się z Gosią na ekskluzywną kolację- a co! Gropuon zakupiłem i stwierdziłem, że na początku lutego zarezerwuję stolik.

Tak więc dzwonię na tydzień przed kolacją, mówię grzecznie, że mam groupona i proszę o zarezerwowanie miejsca w piątek 15.02.2013 o 17. Po chwili słyszę, że miejsc nie ma i najbliższe wolne są na niedzielę... W pierwszej chwili pomyślałem, że może rzeczywiście- okres walentynkowy, koniec tygodnia itd. Ale prawnicza nieufność nie dała nam spokoju- a nuż to tylko dla klientów z grouponem miejsc nie ma? Poza tym lokal, gdzie za kolację trzeba zapłacić prawie 300 zł nie może być aż tak oblegany. Tak więc po paru godzinach do restauracji dzwoni Gosia i mówi, że chce zarezerwować stolik na piątek na 17. Słyszy, że oczywiście nie ma problemu, podać trza tylko nazwisko do rezerwacji i wszystko załatwione. Na koniec tylko pracownik (jakby sobie o czymś ważnym przypomniał) dopytał "ale to Pani nie ma groupona?". Na co oczywiście Gosia stwierdziła, że nie. Technicznie rzecz biorąc mówiła prawdę- groupona ja kupiłem a nie ona :)

To już był pierwszy zgrzyt i nie ukrywam źle mnie nastawił do tegoż lokalu- mówiąc wprost "chamstwo i drobnomieszczaństwo z nich wylazło". Ale nic to, rezerwacja dokonana, w warunkach groupona nie było powiedziane, że przy rezerwacji trzeba się nim chwalić więc wszystko gra. Dla spokoju sumienia (i żeby nam ktoś do jedzenia nie napluł) Gosia zadzwoniła jednak w piątek koło 15, że ma rezerwację i że właśnie dostała kupon (byłem miły i jej dałem) i czy to nie będzie problem. Na ich szczęście okazało się, że nie. Zresztą nie zostawiliśmy im zbyt wiele czasu na zmianę rezerwacji.

Tak więc przed 17 pojawiliśmy się na miejscu. Ilość personelu jak na taki lokal jest raczej niewystarczająca. Przez parę minut trzeba było czekać na pojawienie się kelnera, który wskaże stolik. Pani przy barze, zapytana który stolik jest nasz, odburknęła tylko, że kelner zaraz się zjawi- kolejny zgrzyt.

Jakoż po chwili pojawił się rzeczywiście, wskazał stolik i przyniósł menu. Już w domu wybraliśmy sobie dania więc zamówienie poszło szybko (karta dań dla klientów z groupona oczywiście inna niż dla normalnych).
Na przystawkę Gosia wzięła sakiewki z ciasta filo z musem z koziego sera i suszonych pomidorów, podane z galaretką z czerwonego wina i sałatą (kopiuj - wklej z menu), ja natomiast krewetki tygrysie z chrupkimi warzywami, oliwą z oliwek, czosnkiem i ziołami. I przystawki rzeczywiście były niezłe. Tylko te tygrysie krewetki to raczej jakieś kocie niż tygrysie patrząc po wielkości. Ale nie czepiam się. Grunt, że smaczne i przyprawione na ostro.
Na drugie danie oboje wzięliśmy to samo, tj. ragout z sarny z porzeczkami, czerwonym winem i suszonymi
prawdziwkami podane z ziemniaczanymi kluseczkami gnocchi. I tu przyznam bryndza. O ile samo mięso kruche i smaczne (choć ilość mięsa była raczej śmieszna) o tyle reszta dania delikatnie mówiąc średnia. Porzeczek nie uświadczyłem, grzyby raczej bezpłciowe, aromat wina zbyt przytłaczający. Kluseczki ziemniaczane zupełnie bezsmakowe- nawet w sosie się nie dało zamoczyć bo się nie chciał trzymać. I całości brak było tego czegoś. Zostaje wrażenie jakby potrawa była niedokończona, brak jej charakteru.  Nad dziczyzną to muszą jeszcze sporo popracować. No i po co brudzić takie duże talerze taką małą porcyjką...

Co do wina to szkoda gadać. Coś pokroju Fresco albo Sofii. Nie żebym nie lubił tych win, ale bardziej się nadają do picia na ławce w parku bądź późną nocą na turnieju rycerskim, gdy już się skończy miód. Do dziczyzny to jednak coś lepszego by mogli podać.

Do deserów zastrzeżeń nie mam. Gosia wzięła suflet czekoladowy z lodami i śmietankową polewą. Na prawdę niezły. Choć połowa porcji by wystarczyła (więcej mięsa by zamiast tego dali...). Ja wybrałem creme brulee - jedno z jagodowym nadzieniem, drugie zwykłe waniliowe. Również niezłe.

Do tego herbaty- Gosia wieloowocową, ja z płatków róży (jakoś z różą mi sie nie kojarzyła- raczej ze zwykłą zieloną).

Przyznam szczerze, że 300 zł to bym nie dał za taką kolację. Po namyśle to nawet za groupona przepłaciłem. Przystawki i deser były może niezłe, ale nie za taką cenę- jednak od restauracji, która w tak barwny sposób się reklamuje i rzuca ceny tego pokroju to można wymagać ciut więcej. W mojej opinii znalazłoby się we Wrocławiu kilka lokali, gdzie za połowę tej ceny można zjeść dużo lepiej, więcej i w milszej atmosferze (wystrój przywodzi na myśl jakieś współczesne muzeum czy sklep dekoratorski- badziew totalny...). Może dla klientów standardowych (bez groupona) gotują lepiej. Jeśli tak to reklama im nie wyszła.
Ponadto ta sytuacja z rezerwacją była po prostu niesmaczna.

Podsumowując odradzam stołowanie się w restauracji La Maddalena. Jedzenie średnie, ceny duże, obsługa pozostawia wiele do życzenia, podejście do klienta (groupon)- żenada.

P.S. Po powrocie musiałem jeszcze dopchać połówką pizzy i dobrym piwem bo głodny byłem...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz